Bronisław Wimmer , wspomnienia

W latach powojennych nasze Koło Łowieckie zrzeszało myśliwych spośród pracowników Lasów Państwowych i nosiło nazwę „Koła Leśników w Giżycku”. Terenami polowań naszego Koła były w tamtym czasie obszary leśne, podległe ówczesnemu Rejonowi Lasów Państwowych w Giżycku.

Ze szczególnym upodobaniem polowaliśmy na terenach nadleśnictw: Giżycko, Borki i Przerwanki, w skład których, wchodziła znaczna część Puszczy Boreckiej, oraz na terenach nadleśnictwa Skalisko, położonego blisko granicy ze Związkiem Radzieckim. W tamtych czasach lasy nie były jeszcze tak wyeksploatowane działalnością człowieka, jak obecnie i było na co popatrzeć- piękne starodrzewia iglaste i liściaste, wysokie, gonne sosny, ogromne dęby. Były to drzewostany w stanie prawie nienaruszonym, oszczędzone przez gospodarkę niemiecką. W lasach tych, oprócz innej zwierzyny, występowały również rysie i wilki. Jedno z polowań z tamtych czasów szczególnie utkwiło mi w pamięci. Zdarzyło się to w lutym 1959 roku w Nadleśnictwie Borki. Polowaliśmy wtedy na dziki. W trakcie polowania przybył tropiciel i oznajmił nam, że stropił watahę wilków. W tamtych czasach ze względu na duże szkody wyrządzane przez wilki, zwierz ten był bezlitośnie tępiony, a nawet wyznaczano za niego wysokie nagrody pieniężne. Po otrzymaniu informacji o wilkach, prowadzący polowanie przystąpił do obstawiania stropionego miotu. Tego roku zima była ciężka, śniegi sięgały do kolan. Stałem przy ścianie gęstego, młodego młodnika, mając za plecami stary drzewostan świerkowy z podszyłem małych swierczków. Od strony młodnika zbliżała się nagonka z głośnymi okrzykami: wilki…wilki…. W pewnym momencie pomiędzy świerczkami mignęła mi bura sylwetka zwierza, nie było czasu ani możliwości przyjrzenia się zwierzynie- strzeliłem. Nagle oniemiałem ze zdziwienia, w odległości około 20 metrów od mego stanowiska wybiegły z młodnika cztery rysie, jeden za drugim. Pierwszy to stara wyrośnięta rysica, a za nią trzy młode, z zeszłorocznego miotu. Zauważyły mnie i susami oddaliły się poza miot. Zaskoczyło mnie to, gdyż spodziewałem się wilków, a były rysie. Po chwili wyszedł z miotu jeszcze jeden miody ryś, stanął pomiędzy mną a stanowiskiem mego sąsiada, jakby namyślał się dokąd iść, poczerń ruszył w tym samym kierunku, w którym poszła cała rysia rodzina. Po zakończeniu pędzenia poszedłem sprawdzić swój strzał. Leżał ku memu zaskoczenie ryś a nie wilk. Jak się później okazało, koledzy widzieli ponadto dwa dorosłe rysie, które wymknęły się bokiem pędzonego miotu.Później miałem trochę kłopotów z powodu strzelenia rysia, gdyż w tamtych czasach na odstrzał rysia trzeba było uzyskać specjalne zezwolenie, jednak dyrektor OZLP w Olsztynie, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich strzeliłem rysia, przyznał mi go. Pragnę wyjaśnić dlaczego tropiciel się pomylił. Otóż na terenie Puszczy Boreckiej bywały również wilki. Wilk i ryś chodzą sznurem, z tym, że tropy wilka mają odciśnięte pazury. Wtedy śnieg był sypki i tropy łap były słabo widoczne- stąd ta pomyłka. Ryś strzelony przeze mnie był jednym z czwórki młodych, pochodził z zeszłorocznego miotu. Był to pierwszy ryś strzelony po wojnie na terenie woj. olsztyńskiego. Była o tym wzmianka w Łowcu Polskim nr.8 z dn.15.IV.1959 r. Trofeum rysia jest dla mnie miłą i cenną pamiątką. Ilekroć spojrzę na nią to staje mi przed oczyma tamto polowanie, widzę przebiegające rysie. Dalsze moje spotkania z rysiami nastąpiły po upływie 5-ciu lat i to nie w Puszczy Boreckiej, a na terenie Nadleśnictwa Giżycko, w leśnictwie Franciszkowo. Leśnictwo to stanowiące dzierżawiony przez nasze koło obwód łowiecki nr. 105, jest kompleksem leśnym o powierzchni ok. 1500 ha, położonym wśród pól. Najbliższy, większy kompleks leśny znajduje się w odległości około 3 km. Była zima 1960 roku. Podczas polowania na dziki, wyszły z miotu na stanowisko kot. Franciszka Adamskiego trzy rysie (rysica z dwoma młodymi). Szczęście dopisało myśliwemu- rysica padła w ogniu, natomiast młode uszły z życiem. Pozbawione matczynej opieki pozostały na terenie leśnictwa Franciszkowo i musiały sobie same radzić w życiu. Bytowały tu przez trzy lata. W tym czasie wyrosły i zaczęły wyrządzać duże szkody w zwierzostanie, szczególnie w sarnach, które mocno przerzedziły . Młode, a później dorastające rysie widywaliśmy nie tylko w lesie, ale również na okolicznych polach. Kiedyś jesienią 1963 roku koi. Kryński strzelił jednego z tych dwu rysi stale trzymających się w tym łowisku. Była to trzyletnia rysica w pełni wyrośnięta. Na Franciszkowie pozostał ostatni ryś. Miałem z nim wczesną jesienią 1964 roku ciekawe spotkanie. W czasie jednego ze zbiorowych polowań stałem na leśnej drożynie- przede mną małe wzniesienie z gęstym podszytem leszczyny. W pewnej chwili gałęzie leszczyn rozsunęły się i bezszelestnie jak duch stanął na wprost mnie w odległości paru kroków ryś. Przez dobrą chwilę obaj w bezruchu patrzyliśmy sobie w oczy, poczym ryś spokojnie się wycofał i przeszedł dość daleko linię myśliwych. Nie przypuszczałem wówczas, że było to moje przedostatnie spotkanie z tym drapieżnikiem. Tej samej zimy w lutym 1964 roku, w czasie polowania stropiliśmy w miocie rysia. Była ponowa, nie widać było śladów wyjściowych, a więc ryś tutaj zaległ. Miałem stanowisko o brzedniej drągowinie. Nagonka ruszyła. Patrzę- w moim kierunku biegnie truchtem piękny ryś. Stałem bez ruchu, w momencie kiedy przebiegł linię- strzeliłem- padł w ogniu. Była to również piękna wyrośnięta rysica. Radość ze zdobyczy przytłumił mi żal za tak wspaniałym zwierzem. I tak skończył się krótki okres panowania rysi w leśnictwie Franciszkowo. Ostatni ryś, strzelony przeze mnie znajduje się w Muzeum Mazurskim w Olsztynie. Czasem tam przychodzę popatrzeć na niego. Na pamiątkę okresu „rysiego” na Franciszkowie, oraz upolowanych kilku rysi przez członków naszego Koła zmieniliśmy nazwę z „Koła Łowieckiego Leśników” na Koło Łowieckie „Ryś” w Giżycku. Zmiana nazwy wiąże się także ze zmianą stanu osobowego- w Kole jest sporo myśliwych spoza kręgu leśników. Pomimo ogromnych szkód, jakie wyrządziły w zwierzynie rysie, powstał żal, że nie ma już w naszych łowiskach tak pięknego zwierza.

Giżycko, luty 1990 r. inż. Bronisław Wimmer – Dlaczego RYŚ